środa, 11 grudnia 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 8

Szła tak i szła z szerokim uśmiechem na twarzy, nie zwracając uwagi na otaczający ją świat: na pacjentki pytające się dlaczego wychodzi, na Lenę, która wołała  ją gdzieś z oddali, nie zwróciła uwagi nawet na to, że jedna z pacjentek będących na korytarzu właśnie zaczęła rodzić. Szła przed siebie z wydrukiem z USG w ręce, wciąż nie mogła uwierzyć w to, czego przed chwilą się dowiedziała, ale teraz ważne było tylko jedno: powiedzieć Piotrowi, że zostaną rodzicami. Dryfowała jak najszybciej się dało pomiędzy pacjentami i lekarzami przewijającymi się korytarzami szpitala. Nie czekała nawet na windę, bo stwierdziła ,że to strata czasu. w mgnieniu oka znalazła się w pokoju lekarskim.
- Jest tutaj Piotr? - zapytała wchodząc do środka. Stała tam tylko Wiktoria, nikt poza nią. Była trochę zdziwiona tym, że Hana przyszła o tej porze na chirurgię.
- Nie nie ma. - odpowiedziała trochę zdziwiona - Poszedł na OIOM, zaraz powinien wró...
- Dzięki - odpowiedziała Hana i tak samo szybko jak się pojawiła, zniknęła. Nie chciała tracić czasu na czekanie. Musiała mu powiedzieć TERAZ! Gnała więc dalej pośród ludzi, którzy w tym momencie nie mięli dla niej najmniejszego znaczenia. Liczył się tylko Piotr i ich dziecko.
Dotarła w kocu na OIOM. Zza szyby zobaczyła swojego męża, który właśnie rozmawiał z Van Graff'em, najprawdopodobniej o stanie tej pacjentki, której wczoraj Piotr usuwał kulę postrzałową z brzucha No cóż, nie może im teraz przeszkadzać, poczeka grzecznie tutaj: za szyba. Schowała wydruk do kieszeni fartucha, przynajmniej może popatrzeć na tego przystojnego faceta, który jest TYLKO JEJ. Nieważne było, że miał na sobie to okropne lekarskie wdzianko, to nawet w najmniejszym stopniu nie wpływało na jego seksowny wygląd. "Ups...zauważył mnie. Koniec przyglądania się" spostrzegła umiejętnie Hana. Na jej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Ruud stał do niej tyłem, nie miał pojęcia, że ich obserwowała. O...Piotr przerywa rozmowę i wychodzi z sali.
- Coś się stało Hana? - pyta zatroskany. W końcu to trochę dziwne, że ona teraz jest tutaj, a nie na ginekologii.
- Właściwie to nie ... - odpowiada, a z jej ust nadal nie schodzi uśmiech.
- Mhm...w takim razie co tutaj robisz?
- Po prostu chciałam ci coś pokazać. - sięgnęła ręką do kieszeni. Już prawie wyjęła zdjęcie USG, gdy na korytarz wszedł Ruud.
- Cześć Hana. - powiedział z uśmiechem. Ona od razu schowała kartkę z powrotem. Nie dlatego, że chciała to utrzymać w tajemnicy. Po prostu wolała, żeby najpierw o ciąży dowiedział się Piotr, a później reszta szpitala.
- Cześć, cześć. - odpowiedziała.
- Jak pacjentka? - zapytał Van Graff'a Piotr.
- Stabilna, tylko skarży się na bule w podbrzuszu, własnie miałem iść na ginekologię, żeby kogoś przysłali, ale skoro już tu jesteś Hana to mogłabyś do niej zajrzeć?
- Jasne, nie ma sprawy. - odpowiedziała. Ruud wyszedł zadowolony z OIOM-u. Hana i Piotr ponownie zostali sami.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytał Piotr, ale jego żona w ogóle nie reagowała. - Hana? - zaczął wymachiwać jej ręką przed oczyma.
- Co? Co? - nagle się ocknęła.
- Pytałem się o czym chciałaś mi powiedzieć. - powiedział rozbawiony.
- A. Przepraszam. zamyśliłam się. Po porostu chciałam ci coś pokazać. - ponownie sięgnęła do swojej kieszeni i wyciągnęła wydruk. Spojrzała na zdjęcie i wręczyła je Piotrowi do ręki. Mężczyzna w pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć. Po prostu zaniemówił. Właściwie to powinien się tego spodziewać, bo Hana faktycznie ostatnio się dziwnie zachowywała i miała huśtawki nastroju.
- Ja... - nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Po prostu miał niemały problem z pozbieraniem się po tej informacji. Wpatrywał się tak w to zdjęcie "Nasze dziecko" pomyślał. - Czy ty naprawdę jesteś w...? - Hana nie dała mu dokończyć zdania.
- No nie, na niby. - odpowiedziała w żartach - Pewnie, że naprawdę. - w tym momencie poczuła na sobie dotyk Piotra. Ten wspaniały, czuły uścisk. Wiedziała, że cieszy się tak bardzo jak ona. Podniósł jej brodę. teraz mogła patrzeć prosto w jego oczy.
- Kocham cię - powiedział i po chwili z uśmiechem dodał - albo raczej was. - Hana zaczęła się delikatnie śmiać, lecz ten śmiech został nagle stłumiony namiętnym pocałunkiem Piotra.
- Co ty na to żebyśmy ... - zapytał nie kończąc zdania. Hana znowu zaczęła się śmiać. A ten tylko o jednym.
- W domu. - odpowiedziała uwalniając się z jego objęć.
- A może jednak?
- W domu. Wybacz mi, ale teraz mam pacjentkę do zbadania. - mówiąc te słowa zniknęła za szklanymi drzwiami OIOM-u. Piotr patrzył na nią jeszcze przez chwilę, ale później musiał wrócić do swoich obowiązków.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 7

Po paru minutach Hana wróciła do gabinetu. Pomysł ze zjedzenia tych czekoladek okazał się niespecjalnie trafny. Goldberg wyglądała blado i źle się czuła. W gabinecie nie było już Leny, siedziała tam tylko Ola studiująca właśnie jakąś książkę. Podniosła wzrok, gdy usłyszała kroki Hany.
- Nie wyglądasz za dobrze. - powiedziała od razu.
- Wie, ale to tylko jakiś wirus. Niedługo pewnie przejdzie.
- Hmm, może nie jestem jeszcze do końca lekarzem, ale nie wygląda mi to na wirus - powiedziała Ola spoglądając za swoją "szefową" z dokładnie taką samą miną jak Piotr rano.
- Co ty chcesz mi przez to powiedzieć? - zapytała zdziwiona lekarka. Te słowa słyszała już od kolejnej osoby.
- Nieważne... - szybko chciała uciec od tematu. Przecież nie powie jej w prost tego co myśli zarówno ona jak i Lena. Co jeżeli nie ma racji?
- No powiedz. Przecież cię nie zjem, nie zabiję, nie zamorduje, nie wyśmieje...nie wiem co tak jeszcze,ale tego nie zrobię. - próbowała ją nakłonić do mówienia, ale ta postanowiła załatwić to trochę wymijająco. No jak już musi coś mówić to lepiej naprowadzić Hanę na odpowiednią ścieżkę. tak, żeby sama się tego domyśliła. Ola zamknęła książkę i położyła ręce na biurko.
- No więc, od czego by tu zacząć...źle się czujesz, tak?
- No ciężko nie zauważyć.
- No i masz mdłości...rano też miałaś?
- No tak. - odpowiadała zdziwiona. Nie miała pojęcia do czego zmierza ta dziewczyna.
- I po jedzeniu też robi ci się niedobrze?
- Tak.
- A brałaś jakieś tabletki czy coś?
- Jakąś godzinę temu, ale nic nie dały.
- No własnie. - uśmiechnęła się Ola. Miała nadzieję, że Hana już zrozumiała o co jej chodziło, ale niestety ta nadal nie miała pojęcia co dziewczynie chodzi po głowie.
- Co no właśnie?
- Jezu! - załamała ręce młoda lekarka - Okej, prościej. Hana, nie sądzisz, że ten twój wczorajszy apetyt też był dziwny? Nie zdarzało ci się to wcześniej?
- No nie...chyba nie...no chyba, że przed okresem. - zaczęły zmierzać w dobrym kierunku, co bardzo zadowalało Olę, ale jak tutaj zasugerować Hanie, że jest w ciąży? Hmm, no nic. zobaczymy jak się sprawa potoczy.
- Mhm... - pokiwała głową stażystka. Hana tak jakby zaczęła o czymś intensywnie myśleć. Może się w końcu domyśliła?
- Czekaj, który dzisiaj jest? - zapytała nerwowo Goldberg.
- Z tego co wiem to 27 czerwca. - odpowiedziała szybko. Gdy Hana uzyskała odpowiedź od razu zaczęła coś liczyć na kalendarzu - 7 dni temu. - powiedziała po chwili zdziwiona patrząc na swoją "podwładną".
- Co 7 dni temu? - zapytała.
- 7 dni temu powinnam dostać okres. Czy tobie, Wiki i Lenie chodziło o to, że ja jestem w ciąży? - zapytała zdziwiona z widocznym lekkim uśmiechem na twarzy. "No w końcu!" pomyślała sobie Pietrzak.
- No...tak. - odpowiedziała niepewnie.
- To nie mogłyście mi tego powiedzieć jakoś wprost, a nie robić jakieś dochodzenie? - zapytała z jeszcze większym uśmiechem - Mam nadzieję, że się nie mylicie. - dodała i w parę sekund znalazła się na fotelu do badań. Chciała to wiedzieć na 100%. Nawet jeżeli zaczęły już przychodzić jej pacjentki.
- Teraz? - zapytała zdziwiona Ola.
- Tak, muszę to wiedzieć teraz.
- A co z pacjentkami?
- Poczekają. Ola to tylko moment. Proszę cię.
- No dobra, dobra. Usiadła na krześle koło niej i włączyła sprzęt.
Faktycznie, Hana była w 7 tygodniu ciąży. Na pierwszy rzut oka z nią i z dzieckiem wszystko było ok, ale nie miały teraz czasu na dokładniejsze badania. W końcu nie mogły zapomnieć o tym, że były w pracy. Ola wydrukowała zdjęcia z USG, a Hana się ubierała.
- Proszę - stażystka podała lekarce wydruki z USG. Ta od razu szeroko się uśmiechnęła, gdy na nie patrzyła.
- Zaraz wracam. Pójdę tylko na chwilę do Piotra.
- A co z pacjentkami? Zaraz zaczną się niecierpliwić.
- Przyjmij pierwszą.
- A...ale tak sama? - zapytała trochę zdziwiona Olka.
- Tak, spokojnie. Dasz sobie radę. - dodała jej otuchy Goldberg i delikatnie złapała za ramię.
- A co jeśli coś zrobię nie tak? Albo o czymś zapomnę?
- Nie zapomnisz.
- A skąd wiesz?
- Po prostu wiem, a poza tym wrócę zanim skończysz ją badać. Spokojnie. - uśmiechnęła się.
- No dobra, to idź. - odwzajemniła jej uśmiech. Po tych słowach Hana, jak z procy wyskoczyła z gabinetu i pobiegła do swojego męża.


NIEDŁUGO DODAM TROCHĘ DRAMATU NO BO PRZECIEŻ CAŁY CZAS NIE MOŻE BYĆ CUKIER :*W ANKIECIE NA BOCZNYM PASKU MOŻECIE GŁOSOWAĆ CZEGO BĘDZIE ON DOTYCZYŁ ;) + OCZYWIŚCIE CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE !

wtorek, 26 listopada 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 6

Po drodze do szpitala Piotr kupił w aptece jakieś leki na żołądek no i oczywiście Hana musiała je zażyć. Nienawidziła kropli żołądkowych, były ohydne. No ale znowu jakby ich nie wzięła to Piotruś by się obraził, a tego nie chciała, więc grzecznie wzięła lekarstwa. W szpitalu byli nawet przed czasem, co rzadko się im zdarzało. Nawet Tretter zdziwił się, gdy zobaczył ich pół godziny przed czasem w pracy. Oczywiście Hana, jako pracoholiczka pomyślała sobie, że przecież skoro wcześniej jest w pracy to wcześniej może ją zacząć no i pognała na ginekologię. Oli jeszcze nie było więc miała chwilę siebie. Ubrała swój fartuch i usiadła przy biurku. Nadal źle się czułe, te krople tylko pogorszyły sprawę, nie wiedziała jak będzie tego dnia normalnie funkcjonować.
- Cześć Hana, widziałam, że jesteś, wiec przyszłam. - rzuciła Wiki wchodząc do gabinetu lekarki z uśmiechem. "Mhm...na pewno ma do mnie jakąś sprawę" pomyślała sobie Hana.
- Cześć, cześć. - odpowiedziała, kiedy Wiktoria usiadła naprzeciwko niej.
- Hana, dobrze się czujesz? - zapytała patrząc na koleżankę. Czy to aż tak było widać? Nawet Wiki zauważyła, że z kobietą coś jest nie tak. Przecież to była tylko zwykła, głupia grypa żołądkowa!
- Tak... - odpowiedziała trochę zmieszana - znaczy się chyba złapałam jakiegoś wirusa, ale wydaje mi się, że to przez te chipsy, które wczoraj jadłam. Jak coś zjem to robi mi się niedobrze. Rano było najgorzej, ale teraz jest jakoś w miarę.
- Mhm... - odpowiedziała Wiki niepewnie. Jej to nie wyglądało na jakiego świrusa - Jesteś pewna, że to wirus?
- Tak, a co niby innego? - zapytała ze zdziwieniem Hana. "Przecież jej tego nie powiem wprost. Co jeżeli się mylę..." myślała Wiki. No ale jak tak na szybko złożyła sobie w całość te wszystkie ostatnie zachowania Hany to jej pasowało. No i jeszcze te mdłości.
- Nie wiem, ale jakoś wątpię żeby to był wirus - próbowała delikatnie zasygnalizować Hanie, ale nie wiedziała jak - Dobra, nieważne. Położyłam u was jedną pacjentkę, złamała sobie nogę i mówi, że jest w ciąży. Zajrzysz do niej? - powiedziała i już chciała uciec.
- Czekaj! A złamania to nie na chirurgii? - zapytała Hana. Wiki znowu sprowadziła jej pacjentkę.
- Jest w ciąży. - powiedziała z uśmiechem Wiki i wzdrygnęła ramionami. Wyszła. Hana tylko zaśmiała się pod nosem. Widać chirurgia pozbywa się takich przypadków. No nic, ważne, że teraz ma chociaż te kilka minut dla siebie. A może i nie? Ktoś zapukał do drzwi gabinetu. Hana wywróciła oczami. Czy tutaj można mieć chociaż chwilę spokoju?
- Proszę - powiedziała niechętnie i spojrzała w stronę drzwi. Jej oczom ukazała się Lena, ale była dzisiaj jakaś inna, szczęśliwa. Hana od razu to zauważyła i uśmiechnęła się. - Cześć - dodała.
- Hej - odpowiedziała jej przyjaciółka.
- Lena - Hana celowo przedłużyła ostatnią głoskę, chciała wyciągnąć od Leny wszystko, co prawda jeszcze nie wiedziała o co chodzi ale to nie zmieniało faktu, że musiała wszystko wiedzieć - Mów!
- Ale co? - Starska udała zdziwioną.
- No przecież widzę. Chodzi o Witka?
- No tak, wczoraj z nim rozmawiałam.
- I..?
- Powiedziałam mu wszystko to o czym rozmawiałyśmy wczoraj.
- No i...? - Hana chciała naprawdę wyciągnąć z Leny wszystko.
- No i jakoś tak się stało, że wczoraj...no wiesz. - uśmiechnęła się.
- Rozumiem, że zostawiliście Felka u twojej mamy i spędziliście razem romantyczny wieczór. Tak?
- Dokładnie to chciałam powiedzieć. - obie zaczęły się śmiać - Ale...gdyby nie rozmowa z tobą to nie wiem czy w ogóle by do tego doszło więc postanowiłam, że muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
- Daj spokój. Przecież to była po prostu przyjacielska rozmowa.
- Ale daj mi dokończyć. - powiedziała Lena - No więc ostatnio tak kochasz słodycze...no to masz. - Hana dopiero teraz zauważyła, że Lena miała schowaną za plecami ogromną bombonierkę. Kurcze, akurat dzisiaj, kiedy nie mogła jej zjeść...chociaż...te mdłości właściwie teraz, jak przyszła Lena, to już ustały. Chyba nie wytrzyma pokusie i będzie musiała ich spróbować.
- Dzięki Lena! - uśmiechnęła się i wzięła bombonierkę w swoje ręce. Oczywiście od razu ją otwarła. - Chcesz? - zapytała.
- Nie, bo jeszcze dla ciebie nie starczy. - powiedziała w żartach.
- Daj spokój, sama jej nie zjem, a poza tym trochę kiepsko dzisiaj z moim żołądkiem, więc i tak nie zjadłabym za dużo. No i mam nadzieję, że mi nic nie będzie. - mówiąc te słowa wzięła pierwszą czekoladkę do buzi.
- Nie, Hana. Naprawdę, zjedz ją sobie.
- Jak chcesz. - w tym momencie do gabinetu weszła Ola.
- Dzień dobry - powiedziała.
- O cześć - rzuciła Goldberg biorąc kolejną, chyba już czwartą czekoladkę do buzi - Może chociaż ty się skusisz? - wskazała na swoją ogromną bombonierkę.
- Chętnie - odpowiedziała Ola i skosztowała słodyczy.
- Hana, może jednak nie szarżuj tak, co? - powiedziała Lena, gdy zauważyła, że jej przyjaciółka bierze kolejną z rzędu czekoladkę.
- Nic mi nie będzie. Czuję się o wiele lepiej niż rano.
- No to skoro tak sądzisz. - odpowiedziała jej z kwaśną miną - Ja będę już po woli lecieć.
- Już?
- Tak, aha i mogłabyś zajrzeć do mojej jednej pacjentki, skarży się na jakieś bóle brzucha.
- Ok, gdzie leży? To zaraz do niej wpadnę.
- Na internie, w szóstce.
- Będę za jakieś 20 - 30 minut bo jeszcze mam jedną pacjentkę od Wi.. - w tym momencie Hana poczuła dziwne uczucie w swoim żołądku. Nagle zrobiło jej się strasznie niedobrze. Zrozumiała, że natychmiast musi lecieć do ubikacji - Zaraz wracam. - dodała i wybiegła z gabinetu jak poparzona. Lena i Ola spojrzały na siebie.
- Coś mi się wydaje, że to nie jest żaden wirus. - powiedziała Starska do stażystki, gdy jej przyjaciółka była już gdzieś w drodze do toalety.
- Mi też. - uśmiechnęła się delikatnie Ola. Obie pomyślały o tym samym.

niedziela, 24 listopada 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 5

Tego dnia, ze względu na złe samopoczucie Hany, Piotr zaproponował, że zrobi obiad. Ohh, żeby każdy mężczyzna był tak pomocny jak on. Ta Hana to miała szczęście. Ona mogła sobie wygodnie odsapnąć na kanapie przed telewizorem ,a jej mąż gotował w kuchni. Właściwie czuła się już o wiele lepiej. Brzuch przestał ją boleć od rana, mdłości także ustały, więc nie widziała problemu w tym ,żeby zjeść obiad. No i przecież nie mogła tego zrobić Piotrowi, jak on by się poczuł, gdyby nawet nie spróbowała.
Gawryło przyszedł do salonu i usiadł koło żony. Spojrzał na nią z miną, po której wyraźnie było widać, że martwi się o kobietę.
- Dobrze się już czujesz? - zapytał, a Hana tylko pokiwała twierdząco głową. Uśmiechnął się - Czyli zjesz obiad?
- No pewnie, muszę spróbować tego, co dla mnie przygotowałeś. Poza tym umieram z głodu. - mówiąc te słowa wstała z kanapy i ruszyła do kuchni. Oczywiście Piotr zrobił to samo. Jedzenie było przepyszne. Hana był w szoku, nie myślała, że mężczyźni, a tym bardziej Piotr, potrafią tak dobrze gotować.
- Powiem ci kochanie, że naprawdę mnie zdziwiłeś. - nie mogła powstrzymać się od swojej pochwały.
- Cieszę się, że ci smakuje - uśmiechnął się Piotr. umiał gotować, bo w końcu kiedyś, kiedy był nastolatkiem, a jego rodzice wiecznie byli zapracowani i nie mieli czasu na takie drobnostki jak obiad to on przyrządzał obiady dla siebie i swojej młodszej siostry. W przeciwieństwie do Hany, był dzieckiem ułożonym i opiekuńczym. Jego rodzice nie mieli z nim specjalnych problemów, a nawet jeżeli by mieli to i tak dla nich zawsze najważniejsza była praca. Nigdy nie mieli czasu dla niego ani dla Ani.
- Wiesz co? - przerwała jedzenie Hana i wyrwała Piotra z natłoku niespecjalnie miłych wspomnień z dzieciństwa. Mężczyzna spojrzał na nią. Jej mina wyraźnie się zmieniła. Pobladła i delikatnie złapała się ręką za buzię. - Zaraz wracam. - rzuciła i wybiegła szybko z kuchni. "Ach, pewnie znowu zrobiło jej się niedobrze. A może to jakaś grypa żołądkowa czy coś? W końcu to jest popularne o tej porze roku. A może...nie to niedorzeczne." myślał Piotr, gdy jego żona siedziała w łazience. Po paru minutach wróciła i usiadła z powrotem na tym samym miejscu, na którym siedziała przed chwilą.
- Znowu się źle poczułaś? - zapytał troskliwie - Czy po prostu nie smakowało ci moje jedzenie? Przyznaj się. - Och ten Piotr, zawsze musi żartować.
- Nie Piotr, jedzenie było pyszne...nie wiem, może to jakaś jelitówka czy coś. Mam nadzieję, że szybko przejdzie.
- Czyli rozumiem ,że nie będziesz już więcej jadła.
- Nie. - odpowiedziała, a Piotr podniósł się z krzesła, wziął talerze i włożył do zmywarki. Zbliżała się już 14, więc de fakto musieliby już po woli zbierać się do pracy. Piotr stanął za Haną i delikatnie ją objął.
- Może chcesz jednak zostać w domu? - zapytał, a ona, wciąż siedząc, obróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie. Wystarczy, że nie będę za dużo jadła. Spokojnie, dam radę.
- Na pewno? - zapytał troskliwie.
- Tak, wezmę jakieś tabletki, może to pomoże. - mówiąc te słowa wstała z krzesła i otworzyła apteczkę. Nie było tam ani żadnych kropli żołądkowych ani innych leków na tego rodzaju choroby. - Albo i nie wezmę. - powiedziała w stronę Piotra. Mieli w tej apteczce wszystko poza tymi jednymi lekami, które  najprawdopodobniej wybawiły Hanę z problemu. 
- Jedziemy? - zapytała.
- Tak, tak. Może kupimy coś po drodze w jakiejś aptece. - on tak się o nią troszczył. - A i obiecaj mi jeszcze jedno. - mówiąc te słowa ponownie nabrał miny zatroskanej mamy Hany.
- Co? - zapytała ze zdziwieniem. Nie maiła pojęcia o co może mu w tym momencie chodzić.
- Że nie będziesz dzisiaj operować. Zostaw wszystkie operacje Wójcikowi, bo jeszcze mi zemdlejesz na tej sali. - ale on się o nią martwił. Oczywiście Hanie nie spodobał się ten pomysł. Jak już była w szpitalu to dawała z siebie wszystko, no ale jak mu tego nie obieca to chyba nie wypuści jej z domu.
- No dobra. - odpowiedziała niechętnie - A teraz już jedźmy jak mamy jeszcze wejść do apteki.


MIAŁO NIE BYĆ NEXTA ALE JEST WE MNIE ZERO MOTYWACJI DO NAUKI HISTORII I TAK JAKOŚ WYSZŁO, ŻE NAPISAŁAM :* MOŻE NIE JEST JAKOŚ SPECJALNIE DŁUGIE, ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ WAM SPODOBA ;D

+ KOMENTUJCIE !!!

sobota, 23 listopada 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 4

Następnego dnia Hana i Piotr mieli zaplanowane dyżury popołudniowe, także nic nie stało im na przeszkodzie, żeby mogli się wyspać. Szczególnie, że poprzedniego dnia nie położyli się spać za wcześnie. Piotr skorzystał z tego przywileju. Obudził się po dziesiątej, ale szybko zauważył nieobecność swojej zony w łóżku. "Pewnie zgłodniała" pomyślał i zaśmiał się pod nosem. Wygrzebał się z łóżka i ruszył w stronę kuchni, ale Hany tam nie było. Dopiero po chwili usłyszał jej kroki. Najprawdopodobniej wychodziła z toalety. Obrócił się i spojrzał na kobietę idącą w jego stronę. Ona też go zauważyła. Uśmiechnęła się delikatnie, ale miała jakąś bladą minę. Gawryło szybko to zauważył. Hana podeszła do niego i jak to zazwyczaj z rana (no chyba, że miała gorszy dzień, albo była na niego obrażona) przytuliła się do męża i delikatnie go pocałowała.
- Cześć kochanie - wypowiedziała te słowa wtulając się w jego ramiona. chciała zamaskować swoje gorsze samopoczucie, ale Piotr nie był tak naiwny, w końcu też był lekarzem, trzeba dodać, że dobrym, a nawet bardzo dobrym lekarzem.
- Hana - wypowiedział jej imię przeciągając ostatnią głoskę. To samo mówiło za siebie. Kobieta dobrze wiedziała, że na pewno chodzi mu o jej samopoczucie - Wszystko ok? - zapytał. Oczywiście Hana, jak na kobietę przystało, próbowała zamaskować to, co się z nią działo.
- Tak, a dlaczego pytasz? - zapytała, jakby zdziwiona, ale to udawane zdziwienie w ogóle jej nie wyszło, Piotr nie był tak naiwny, żeby robić z niego idiotę.
- No przecież widzę, że coś ci jest. - powiedział czule. Dopiero teraz Hana uwolniła się z jego uścisku. Spojrzała mu w oczy i usiadła przy stole. Gawryło cały czas stał w tym samym miejscu, ale jego oczy powędrowały za żoną. Wpatrywał się w nią, przeszywał ją wzrokiem. Poczuła się wtedy jak nastolatka siedząca u mamy na "spowiedzi". No cóż, w jej młodości zdarzało się to często, nie należała do tych grzecznych dziewczynek, które słuchają się rodziców i nie wplątują w kłopoty.
- Nie patrz tak na mnie. - rzuciła trochę poddenerwowana. Ten jego wzrok był naprawdę denerwujący.
- Czemu? - zapytał spokojnie.
- Bo to mnie denerwuje. Wyglądasz jak moja mama, opieprzająca mnie za to, że przyszłam nietrzeźwa do domu albo za coś innego. Nieważne. Nie rób tak. - Piotr parsknął śmiechem i podszedł do żony.
- Powiem ci szczerze ,że teraz mnie zdziwiłaś. - rzucił i usiadł na przeciwko niej.
- Czym?
- Nie wiedziałam, że jestem podobny do twojej mamy. - powiedział w żartach, a Hana zaczęła się śmiać. No chociaż tyle, udało mu się ją rozbawić. To już jakiś postęp.
- Nie chodziło o to, tylko ...
- Wiem ,wiem. - nie pozwolił jej dokończyć - Ale swoją drogą nie myślałem, że byłaś zbuntowaną nastolatką. Zawsze uważałem cię za grzeczną i kochającą córkę.
- Bo tak nie było. Na głowę upadłeś? Ja zbuntowana? - śmiała się sama z tego co mówi - Ja po prostu zawsze miałam inny punkt widzenia niż rodzice. No i czasami ich nie słuchałam.
- Mhm...ale nie zmieniaj tematu. Co ci jest? Bo wyglądasz blado Hana. - wróciło poważne oblicze Piotra.
- Nic, właściwie nic. Po prostu zrobiło mi się trochę niedobrze.
- Trochę? - zapytał troskliwie.
- No tak, chyba to wczorajsze jedzenie mi zaszkodziło. Naprawdę poza tym nic mi nie jest. - uśmiechnęła się.
- Na pewno? - ahh ten Piotr. wszystko musi dokładnie wiedzieć. No przecież Hana jest jego żona, czemu więc miałaby go kłamać? Kobieta wstała ze swojego krzesła i usiadła na kolanach mężczyzny.
- Kochanie, a czy ja mam jakieś powody żeby cię w tym momencie kłamać? - zapytała ponętnie i uśmiechnęła się.
- No mam nadzieję że nie. - także się uśmiechnął.
- To uwierz mi nie mam. - mówiąc te słowa zaczęła go delikatnie całować. Piotr miał już wstawać i mieli iść do sypialni ale chwile rozkoszy przerwał im telefon Hany.
- Nie odbieraj. - powiedział Piotr całując żonę po szyi.
- Muszę.. - nie dała za wygraną zapracowana pani doktor i wyrwała się z objęć ukochanego. Jej rozmowa nie trwała specjalnie długo, po 5 minutach wróciła do kuchni, gdzie Piotr siedział ciągle w tym samym miejscu.
- Kto dzwonił? - zapytał, gdy ujrzał żonę.
- Nikt, pacjentka chciała się umówić na wizytę. - odpowiedziała. Mężczyzna wstał i złapał ją delikatnie w pasie.
- Kiedy te twoje pacjentki przestaną nam przeszkadzać, co? - zapytał z uśmiechem.
- Chyba dopiero jak przejdę na emeryturę. - odpowiedziała mu - A do tego czasu to jeszcze łohoho! - w tym momencie Piotr pocałował ją namiętnie i wypuścił ze swoich objęć. Niestety, pacjentka zepsuła romantyczny nastrój, a mogło być tak pięknie.
- Zjesz coś? - zapytał.
- Nie, nie jestem specjalnie głodna. - rzuciła z niechęcią. Te słowa wzburzyły mężczyznę. No przecież nie pozwoli jej nie jeść śniadania. Nawet jeżeli ma dzisiaj jakieś rozterki żołądkowe.
- Chcesz mi powiedzieć, że nic dzisiaj nie będziesz jeść?
- Nie wiem. Nie mam apetytu. W dodatku nadal mnie mdli. Proszę cię nie zmuszaj mnie do jedzenia. - mówiąc te słowa spojrzała mu prosto w oczy. "No i jak tutaj nie ulec takiej kobiecie, no jak?" pomyślał i ten jeden jedyny raz pozwolił jej nie zjeść śniadania.
- No dobra - rzucił niechętnie - Ale z obiadem nie będzie tak łatwo. Nie puszczę cię głodnej do pracy. - Hana uśmiechnęła się szeroko. Przynajmniej wywalczyła to śniadanie. Z obiadem jakoś da sobie radę. Może do tego czasu jej przejdzie.

NEXTY BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ ŚREDNIO 1 - 2 RAZY W TYGODNIU ZE WZGLĘDU NA MOJĄ KOCHANĄ SZKOŁĘ -.- TAKIE ŻYCIE LICEALISTKI :(


+ KOMENTUJCIE :D

Nie wiem czemu, ale CZĘŚĆ 1 przeskoczyła mi wyżej :(

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 1

Było za 15 siódma. Hanę z łózka wyciągnęło okropne burczenie w brzuchu. No cóz, tak to jest jak się nie je kolacji jak mąż karze. Wstała po cichu, tak by nie obudzić Piotra, no po patrząc nie patrząc miał jeszcze to 15 minut zanim zadzwoni budzik. Już prawię była przy wyjścia, gdy nagle potknęła się o kant szafki i z hukiem upadła na podłogę.
- Cholera! - wrzasnęła nerwowo łapiąc się za stopę, która własnie umierała z bólu. Przez to wszystko obudził się Piotr. Ledwo otworzył oczy, a ta już coś nawywijała. Spojrzał na swoją żonę, która właśnie siedziała na ziemi i kurczowo trzymała obolałą stopę.
- Hana, coś ty znowu sobie zrobiła? - zapytał podśmiewująć się z żony.
- Widać, że bardzo cię to rozbawiło! - odpowiedziała mu z gniewną miną. Nie spodobał jej się fakt, że Piotr nabijał się z jej "wypadku". Wstała i obrażona wyszła z sypialni prosto do kuchni.
Gawryło nie od końca zrozumiał zachowanie swojej zony. Zazwyczaj sama śmiała się ze swojej niezdarności, a tutaj nagle taki foch. No cóż, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, musiał wstać i iść przeprosić Hanę, bo przecież nie pozwoli na to, żeby chodziła z tym swoim babskim fochem do wieczora. Podniósł się z łózka i ruszył w stronę kuchni. Zauważył swoją żonę stojącą przy lodówce. Podszedł do niej po cichu i od tyłu, delikatnie złapał za brzuch. Poczuł jak kobieta się wzdrygnęła, nie spodziewała się tego. Mężczyzna jednym ruchem ręki zamknął lodówkę, a potem zabrał się za delikatne pocałunki składane na szyi Hany. Kobieta obróciła się przodem do męża i zawiesiła mu swoje ręce na szyi. Ich oczy się spotkały.
- Przepraszam - powiedział Piotr i delikatnie musnął usta swojej ukochanej. Ta od razu odwzajemniła mu się gorącymi, namiętnymi pocałunkami. obwiesiła swoje nogi na biodrach mężczyzny. "A to prowokantka" pomyślał sobie Gawryło i w duszy się zaśmiał. Poszedł ze swoją żoną-prowokantką w ramionach do ich sypialni i położył ją na łóżku. Zdjął swoją koszulkę i podpierając się na łokciach i kolanach znalazł się nad nią. Hana uśmiechnęła się do niego i prowokacyjnie przygryzła wargę. To zadziałało na niego jak magnes. Złożył na jej ustach gorący pocałunek, a zaraz po tym, jednym zwinnym ruchem zdjął koszulkę żony. Tą zaczęła się wić. Gawryło delikatnie musnął ustami jej lewą pierś, później to samo uczynił z prawą i zaczął schodzić coraz niżej. Zatrzymał się na pępku. Usiadł na łóżku przed Haną i delikatnie zdjął jej spodnie od piżamy. Była teraz kompletnie naga. Tylko u niego coś nie pasowało, ciągle miał na sobie bokserki. Wstał i chciał je z siebie szybko zrzucić, ale bielizna zahaczyła mu się na stopie. Hana się zaśmiała. W końcu nie tylko ona była tutaj niezdarą.
- Ja ci zaraz dam tutaj się ze mnie śmiać. - rzucił Piotr i momentalnie znalazł się nad nią.
- Mniej gadania. Nie mamy za dużo czasu. - odpowiedziała z uśmiechem i znowu przygryzła tą swoją wargę. Ale go to prowokowało. Piotr delikatnie złapał kobietę za biodra i zaczął nimi ruszać. Po chwili byli już blisko. Gawryło delikatnie się poruszał. Wiedział, że Hana lubi taki "miękki", zmysłowy seks. Kobieta zatracała się w nim. Leżała pod najważniejszym i najwspanialszym mężczyzną jej życia, w dodatku był w niej. Czego można chcieć więcej?
Piotr delikatnie się uniósł i położył obok żony. Spojrzał na nią. Był tak blisko, że czuł jej nierówny oddech, jej ciało wciąż było napięte. Obserwował je. Niby był to tylko delikatny, krótki stosunek, ale oboje czuli się tak jakby przed chwilą robili coś strasznie męczącego. Hana obróciła się i spojrzała prosto w oczy męża. Wiedział co zaraz powie, że muszą już skończyć ten wspaniały moment i nie mylił się.
- Piotr, chyba powinniśmy już zacząć się zbierać jeśli nie chcemy się spóźnić do pracy. - powiedziała i przerwała ciszę, która trwała już stosunkowo długo. Piotr wiedział, że ma rację, ale nie chciał przerywać tego jakże zmysłowego poranka. Ona też nie chciała, no ale przecież Hana była pracoholiczką. Dzień bez szpitala i pacjentów był dla niej dniem straconym.
- Chyba masz rację. Niestety. - odpowiedział w końcu niezadowolony Piotr.
- Też chciałabym jeszcze poleżeć, no ale nie pozwolę Oli na mnie zbyt długo czekać. - rzuciła z uśmiechem, pocałowała go i wstała. "No tak, ta to tylko o pracy." pomyślał Piotr śmiejąc się w duszy i też zaczął się ubierać.

KOMENTUJCIE!

środa, 20 listopada 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 3

Hana wleciała na blok jak burza. No fakt, trochę zagadała się z Leną, ale głupio było jej przerwać, kiedy jej przyjaciółka zwierzała się ze swoich uczuć do Witka.
- przepraszam Wiki, coś mnie zatrzymało. - powiedziała wchodząc i od razu zaczęła myć ręce do operacji.
- Dobra, dobra. Ostatnio jesteś jakaś roztrzepana, ale no nic. Co proponujesz? Co robimy najpierw? - powiedziała spokojnie Consalida.
- Wydaje mi się, że w tym przypadku te jajowody są ważniejsze. Nie wygląda na to, żeby były z nich jakieś przerzuty, ale to większe zagrożenie dla jej życia niż te kamienie.
- Ok, czyli najpierw ja zaasystuje tobie, a później ty mi. A jak chcesz to zrobić?
- Spróbujemy laparoskopowo. Mam nadzieję, że nie będziemy musiały jej otwierać. - powiedziała i łokciem zamknęła dopływ wody - Idziemy?
- Tak, tak. - odpowiedziała Wiki i kobiety, właściwie chyba po raz pierwszy razem poszły na salę operacyjną. Bardzo dobrze im się razem operowało. teraz Hana zrozumiała dlaczego Piotr tak często do swoich operacji brał Wiktorę. Była opanowana i wiedziała co robi. Całość zajęła im nieco ponad godzinę. Operacja przeszła bez jakichkolwiek komplikacji.
- Hana, powiedz mi czemu ty nie zostałaś chirurgiem? - zapytała Wiki koleżankę kiedy te myły ręce po operacji. Hana uśmiechnęła się delikatnie. To prawda, kiedyś chciała być chirurgiem, ale otoczenie na nią wpłynęło i została ginekologiem. - Nie żeby coś, ale naprawdę nie widziałam jeszcze tak precyzyjnego ginekologa.
- Wiesz, właściwie to myślałam o chirurgii, ale wiesz ... - spojrzała na Wiki i uśmiechnęła się - "Baba chirurg to ani baba ani chirurg" - powiedziała poważnie, a zaraz po tym obie zaczęły się śmiać.
- Też byłam tym maltretowana, uwierz mi. - dodała Wiki - na każdym kroku słyszałam te słowa, ale to tylko stek bzdur.
- Wiem, ale jak słyszysz to średni 5 razy dziennie to w końcu to do ciebie przemawia, a  ja miałam wspaniałych znajomych na studiach, rozumiesz?
- Ehh, rozumiem. - powiedziała - Chociaż właściwie uważałam cię za osobę, na którą otoczenie nie ma specjalnego wpływu.
- Bo nie ma. Teraz. Kiedyś byłam podatna na opinię innych, no ale przecież to niczego nie zmienia. Zawsze chciałam być lekarzem i nim jestem, a na specjalizację też nie narzekam.
- Grunt to być spełnionym. - uśmiechnęła się Wiki.
- I szczęśliwym. - dodała Hana. - Ale teraz to chyba powinnam już lecieć, bo zostawiłam Olę samą na ginekologii.
- No ja tez powinnam wracać. - dodała Wiktoria i obie opuściły blok operacyjny. Hana po drodze na oddział odwiedziła kawiarenkę i kupiła coś do jedzenia.
- Patrzcie, a ta znowu je. - zażartowała Lena, gdy spotkała Hanę na korytarzu.
- Nie mogę? - zapytała żartobliwie przyjaciółki, nie zatrzymując się.
- Tyłek ci urośnie! - krzyknęła Lena do Goldberg, która już ją minęła. Ta tylko obróciła głowę i pokazała przyjaciółce język. W parę sekund dotarła na ginekologię i dokładnie tyle samo zajęło jej zjedzenie drożdżówki.
- Wszystko ok na salach? - zapytała Oli wchodząc do gabinetu.
- Tak, tak. Tylko pacjentki, które były umówione na dzisiaj trochę się niecierpliwią.
- Wiem, wiem, ale nie mogłam przyjść wcześniej, nie mogłam przerwać operacji.
- No i to im powiedziałam. - uśmiechnęła się Ola do swojej "szefowej". Dyżur Hany mijał spokojnie. Co prawda nie miała ani chwili przerwy no i skończyła godzinę później niż powinna, no ale przecież to akurat w jej przypadku było normalne. O 18 siedziała już wygodnie w samochodzie i razem z Piotrem wracała do domu. Jedynym jej marzeniem na dzisiaj było coś zjeść i odpocząć, ale to nie będzie takie proste przy Piotrze.
- Hana, czemu chciałaś, żeby to Wiki ci dzisiaj asystowała, a nie ja? - Piotr przerwał ciszę, która panowała w aucie. Dobrze wiedziała, że zahaczy o ten temat, ach ten zazdrośnik, nawet takich drobiazgów się czepia.
- A czy wszystko musimy robić razem? - zapytała Hana i uśmiechnęła się. Lubiła go czasem troszkę poddenerwować. No przecież musi czuć, że ma żonę. to pytanie trochę zbiło go z tropu. Nie spodziewał się go.
- Niee - odpowiedział niepewnie - Ale zazwyczaj takie rzeczy robiłaś albo ze mną albo z Wójcikiem.
- Ale dzisiaj poprosiła Wiki, a nie odpowiada ci to? - zapytała ciągnąc dalej.
- No wiesz, wolałbym żebym to ja tam był. - Hana parsknęła śmiechem. "Dobra, powiem mu prawdę" pomyślała.
- Tak naprawdę to była operacja Wiki, a ja się tylko na nią wprosiłam i załatwiłyśmy dwa zabiegi w jednym. -"A to krętaczka" pomyślała sobie Piotr i się uśmiechnął. Pokiwał tylko głową.

- No i jesteśmy. - powiedział Gawryło parkując samochód.
- Nareszcie. - dodała Hana.
- Co aż tak cię ciągnie do domu?
- Nie, raczej do jedzenia. - odpowiedziała z uśmiechem i wyszła z auta. Piotr zrobił to samo.
- Jesteś aż tak głodna?
- Straszne. - powiedziała i ruszyła do wejścia. Oczywiście jej mąż poszedł za nią. Pierwszym miejscem, jakie odwiedziła Hana po wejściu do domu była lodówka. Sama siebie nie poznawała. No fakt, czasami lubiła coś zjeść, ale nigdy nie miała aż tak dużego apetytu. Piotr tylko obserwował ją z przedpokoju.
- A dla mnie się coś znajdzie? - zapytał. Hana obróciła głowę w jego stronę.
- Zaraz zrobię kolację. - nie do końca to miał na myśli Piotr, chyba tym razem jego żona nie zrozumiała jego intencji. Ruszył w jej stronę i delikatnie od tyłu, tak ja rano, złapał ją za brzuch.
- Raczej myślałem o tobie. - uśmiechnął się. Kobieta obróciła się w jego stronę.
- No to chodź. - rzuciła, pocałowała go namiętnie i powiesiła ręce na jego szyi.

wtorek, 19 listopada 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 2

Było za 20 ósma. Piotr siedział w salonie zwarty i gotowy do wyjścia. No ale musiał czekać, bo w końcu Hana jest kobietą, a im jakimś dziwnym sposobem nigdy nie starcza czasu. Zawsze biegają. Tak było też teraz. Gawryło słyszał jak jego żona przeszukuje jakąś szufladę w sypialni. Robiła przy tym tyle hałasu, że nie sposób było tego nie usłyszeć.
- Hana na miłość boską czego ty tam szukasz?! - krzykną Piotr do swojej żony z salonu. Ani się obejrzał, a Hana wleciała do salonu i zaczęła przeszukiwać tamtejsze szafki. Chyba nie usłyszała jego pytania, ale musiało to być coś ważnego skoro szukała tego wszędzie. Mężczyzna postanowił zapytać swoją zabieganą żonę jeszcze raz.
- Hana, powiesz mi czego ty tak szukasz?  - teraz kobieta zareagował na jego pytanie, na moment przerwała swoje poszukiwania i obróciła sie w stronę męża.
- Zgubiłam gdzieś pieczątkę. Bez niej nie zlecę żdnych badań. - powiedziała i wróciła do przerwanego wcześniej zajęcia. Piotr rozejrzał się po salonie. "Gdzieś wczoraj widziałem tą jej pieczątkę, jest gdzieś w domu" pomyślał i ruszył w stronę kuchni, bo wydawało mu się, że właśnie tam ją widział. Usłyszał za sobą tylko obrażony głos Hany i jej słowa "WIELKIE DZIĘKI" najprawdopodobniej skierowane w jego stronę. No ale wytłumacz tu takiej kobiecie, że chcesz jej pomóc i idziesz szukać tej jej pieczątki w kuchni. Rozejrzał się wokół siebie. Na razie jej nigdzie nie widział, no ale poszukiwań nie można zakończyć na tym etapie. Już wystarczająco dobrze znał Hanę i wiedział, że na pewno nie położyła tej pieczątki nigdzie na wieszku. "Na bank jest w którejś szafce...hmm...może w apteczce? To teżby było w jej stylu." Piotr otworzył półkę z lekami. Zaczął wszystko wyciągać. Od syropów do jakichś tabletek, ale niestety nie było tam tego czego szukał. Włożył wszystko spowrotem, a później pootwierał wszystkie inne możliwe szafki kuchenne, ale w żadnej z nich nie było pieczątki Hany. "Cholera, no gdzieś to przecież musi być...może rzuciła gdzieś na suszarkę? W sumie to w jej stylu" Co prawda zrobił jeden dobry gest, bo pościągał wszystkie naczynia i schował je do szafek, ale pieczątki nie było ani tam ani w żadnej szufladzie ani nawet w koszu na śmieci. "Chyba jednak jej tutaj nie ma" powiedział zawiedziony, ale gdy już chciał wyjść coś go olśniło. Otworzył lodówkę i zaczał się śmiać. Pieczątka Hany leżała na drzwiczkach między mlekiem a sokiem pomarańczowym. Wziął ją i zadowolony z siebie poszedł do salonu, do Hany, która wciąż bez skutku szukała.
- Mógłbyś mi chociaż pomóc, a nie poszedłeś sobie. - powiedziała z żalem i złością kobieta.
- A co jeżeli ci powiem, że ją znalazłem? - zapytał.
- Przestań się wydurniać tylko mi pomórz, bo wczoraj podpisywałam jakieś papiery i ta pieczątka musi być gdzieś w salonie. - Piotr uśmiechnął się sam do siebie i podszedł do żony.
- Ta daa! - powiedział i zaczął wymachiwać pieczątką przed oczami kobiety. Tej od razu wrócił dobry humor. Uśmiechnęła się szeroko i wyrwała pieczątkę z rąk męża.
- Ale...ale gdzie ty ją znalazłeś? - zapytała zdziwona.
- Tajemnica - powiedział i puścił jej oczko - Przecież to twoja pieczątka. Powinnaś wiedzieć gdzie ją dałaś. - dodał śmiejąc się - A teraz chodźmy już, bo przecież nie chciałaś się spóźnić.
- Tere fere koza rege. Powiedz gdzie to znalazłeś. - odpwiedziała Hana i delikatnie klepnęła go w tors.
- A jak myślisz? Dlaczego jest taka zimna?
- O Boże! - zaczęła się śmiać - Naprawdę położyłam ją w lodóce?
- Mhm - odpowiedział Piotr - A teraz, jak już wiesz to może pojedziemy do tej pracy? No bo wiesz, Wiki na mnie czeka. - mówiąc to ostatnie zdanie zaśmiał się. Od razu dostał od Hany pięścią w ramie. Oczywiście nie był to obiaw agresji, tylko zazdrości.
- Ała, a to za co? - zapytał.
- Za głupotę - uśmiechnęła się - A teraz chodź. - rzuciła i ruszyła w stronę wyjścia. Oczywiście Piotr poszedł za nią no i w końcu wyszli do tej pracy, ale i nie mieli już szans, żeby na czas dojechać do szpitala.
Byli tam za 20 dziewiąta, czyli o jakieś 10 minut za późno, no ale przecież to i tak nie było za późno. Zawsze mogło być gorzej. Wysiedli z auta i ruszli do wejścia. Każde z nich poszło na swó oddział: Piotr na chirurgię, a Hana na ginekologię, gdzie ku jej zdziwieniu jeszcze nie było Oli. Usiadła przy swoim biurku i zaczęła przeglądać karty pacjentek. Miała na dzisiaj pełen komplet, ale to nic nowego, codzienność w jej przypadku, już zdążyła się do tego przyzwyczaić. Przeglądała tak i przeglądała te karty aż do gabinetu wbiegła Ola.
- Przepraszam, ale Przemek zacisnął budzik i zaspałam. - powiedziała od razu zdenerwowana. Jeszcze nie nauczyła się, że Hana przymróża oko na takie drobiazgi. Była w 5 miesiącu ciąży i wciąż za bardzo się stresowała.
- W porzadku Ola, nic się nie stało.
- No ale to prawie pół godziny. - rzuciła zmieszana.
- Sama. Też się spóźniłam, jestem tutaj może od 15 minut. Nie powinnaś się stresować, to źle wpływa na dziecko.
- Wiem, ale czasami chyba tak się nie da. No myślałam, że go zabiję jak obudził mnie telefon od Klaudii. Swoją drogą to dobrze, że zadzwoniła bo gdyby nie ona to pewnie bym jeszcze spała. - powiedziała już rozluźniona Ola, a Hana zaczęła się śmiać.
- No ale ty jesteś w lepszej sytuacji niż Przemek, bo on miał dzisiaj o ósmej przeprowadzać jakąś operację. Michał pewnie nieźle go opieprzy - obie zaczęły się śmiać, ale niestety, ich rozmowę przerwała Agata.
- Nie chcę wam przerywać, ale Hana mam pacjentkę, którą powinnaś obejrzeć. - powiedziała wchgodząc do gabinetu i zamykając za sobą drzwi.
- No dobra, pacjentki mam dopiero po 12, więc chodźmy.
- No ale to jest trochę delikatna sprawa. - rzuciła Woźnicka siadając - Bo ona jest trochę niezrównoważona. Ledwo dała sobie zrobić USG. Uważa lekarzy za bandę idiotów, którzy chcą ją uśmiercić.  Przywieźli ją do nas wczoraj z ostrymi bólami brzucha. Okazało się, że ma ogromny kamień w woreczku no i jakimś cudem Wiktorii udało namówić się ją na operację, miała być przeprowadzana dzisiaj, ale po drodze wyszło coś jeszcze. Zresztą sama spójrz. - podała Hanie wydruki z USG. Kobiete dokładnie je obejrzała.
- Ogromna torbie, a nawet dwie. W oby dwóch jajowodach.
- Może i nie jestem ginekologiem, ale wydaje mi się, że w tym wypadku zostje tylko operacja.
- Masz rację. Ten torbiel jest zbyt duży. Trzebab będzie usunąć jej oba jajowody. I to musi być zrobione w pierwszej kolejności przed woreczkiem. Po prostu są większym zagrożeniem.
- Czyli mam odwołać ten zabieg?
- Nie...znaczy jeżeli Wiki się zgodzi to nie. Chodzi o to, że w pierwszej kolejności ja usunęłabym te jajowody, a Wiki by mi asystowała, a później ona zajęłaby się woreczkiem.
- Ok, wydaje mi się, że Wiki na to pójdzie. To wiesz co, może ja z nią pogadam, a ty spróbuj jakoś delikatnie powiedzieć tej pacjence o co chodzi. Mam nadzieję, że się zgodzi.
- Daj spokój. Z moim darem przekonywania na pewno się zgodzi. - powiedziała z uśmiechem Hana i razem z Olą wyszła z gabinetu.
Pacjentka okazała się wyjątkowo zaborcza. Pół godziny Hana tłumaczyła jej, że bez tej operacji moż nieprzeżyć, ale ona ciągle tkwiła w swojej zakłamanej teorii, że lekarze to tylko wymyślili, żeby ją zabić. Na szczęście po długich tłumaczeniach dała się przekonać, a Hana usatysfakcjonowana wyszła z jej sali.
- Załatwione - powiedziała do Agaty, która właśnie przechodziła obok niej.
- Na prawdę udało ci się ją przekonać?
- Wyboistą drogą ale dałam radę. - uśmiechnęła się - A rozmawiałaś z Wiktorią?
- Nie mogę jej znaleźć. Lata gdzieś po tej chirurgii.
- Dobra, i tak tam idę, jak ją znajdę to z nią pogadam. Pa. - powiedziała i razem z Olą wyszła z interny. - Ola zajmiesz się pacjentkami. Mówię o obchodzie na ginekologii, ok?
- Jasne.
- No to śmigaj tam, a ja lecę na chirurgię. - powiedziała i weszła do windy. Los chciał, że jak wysiadała na chirurgii to tuż przed nią zawirowała pędząca Consalida.
- Wiki! - krzyknęła Hana. Ta od razu się zatrzymała i obruciła w stronę kobiety.
- O, Hana dobrze, że cię widzę. Szukam od rana twojego męża i nie mogę go znaleźć. Wiesz gdzie może być?
- Nie, ale jak go spotkam to powiem mu, żeby do ciebie przyszedł. Ja mam inną sprawę. Chodzi o tą pacjentkę, której miałaś usuwać dzisiaj woreczek.
- Tą Agaty?
- Tak, chodzi o to, że ona ma ogromne torbiele w jajowodach i to trzeba usunąć w pierwszej kolejności.
- Rozumiem, a dałoby sięto zrobić jakoś razem? Wiesz, ja asystuje tobie, ty mi. - Hana się uśmiechnęła.
- No właśnie po to do ciebie przyszłam.
- No to super. Operacyjna zarezerwowana na 11. Pasuje ci?
- Mhm - Hana odpowiedziała i kątem oka zauważyła swojego męża wchodzącego do pokoju lekarskiego - A co do Piotra to jeżeli nadal masz do niego sprawę to właśnie wszedł do lekarskiego.
- Dzięki - rzuciła Wiki i pobiegła ze swoją ważną sprawą do Gawryły.
- Piotr! - krzyknęła prawie na niego wpadając.
- Ale spokojnie Wiki. O co chodzi?
- Mam sprawę, a dokładniej to proszę cię o przysługę.
- Mhm, kontynuuj.
- No bo wiesz, że co roku jeden lekarz z każdego szpitala w okolicach Warszawy musi jechsć na to durne spotkanie, na którym i tak nic się nie robi.
- Wiem, byłem na nim rok temu. Czekaj za kogo to? Aha chyba za ciebie. - powiedział śmiejąc się.
- No widzisz, chyba bardzo mnie nie lubią i w tym roku też ja mam tak jechać.
- A to pech. - dodał.
- Piotr, kpisz sobie ze mnie?
- W cale nie.
- Właśnie, że tak. No ale przejdźmy w takim razie do sedna. Jak pojedziesz tam za mnie to przez tydzień wezmę twoje dyżury na SORze.
- Dwa tygodnie.
- Półtora.
- Dwa albo w ogóle.
- No niech będą dwa. Jakoś dam radę.
- Nie wiem czy ja wytrzymam na spotkaniu z tymi snobami.
- Dasz radę. Dzięki, a teraz idę bo za pół godziny mam operację.
- A może szukasz asysty? - zapytał Piotr. Miał dzisiaj bardzo nudny dyżur, nic się nie działo. Wiki zrobła kwaśną minę.
- No właściwie...to już mam.
- Odmawiasz mi? Osobą z moim nazwiskiem się nie odmawia. - powiedział w żartach.
- No i nie odmawiam.
- Co? - spytał zdziwiony.
- Hana mi asystuje, a właściwie obie sobie asystujemy, nieważne.
- Hana?
- Tak, miałam usuwać woreczek, ale pojawiły się jeszcze ginekologiczne problemy i Hana mnie poprosiła, rozumiesz?
- Mhm... - wyraźnie nie podobało mu się to, że jego żona nie chciała aby on jej asystował. Będzie z nią musiał później o tym pogadać.
- Dobra Piotr ja lecę. Pa! - rzuciła mu Wiki już idąc. Gawryło odmachał jej ręką.
W tym samym czasie, kiedy Wiki dyskutowała z Piotrem, Hanę zaczepiła Lena.
- Pogadamy?
- No jasne, a coś się stało? - zapytała przyjaciółki pani ginekolog.
- Chyba jestem totalną egoistką. - Hana domyśliła się, że ta rozmowa będzie o Witku.
- To wiesz co, mam jeszcze jakieś 20 minut do operacji, chodź do mnie...tylko po drodze kupę coś do jedzenia, strasznie zgłodniałam.
- Jezu, Hana ile ty ostatnio jesz?! - zaśmiała się z niej przyjaciółka.
- Zacznę się tym przejmować jak waga mi wzrośnie. Na razie jest ok. - uśmiechnęła się.
Kobiety w końcu, po dość długim zastanawianiu się Hany na co ma ochotę dotarły w końcu do gabinetu lekarki. W końcu mogły w spokoju porozmawiać. No może nie całkiem w spokoju, gdy Hana wcinała ogrmną paczkę chipsów.
- Hana ty na serio to zjesz? - zapytała zdziwona Lena.
- No, a co chcesz trochę?
- Nie dzięki, po prostu zastanawiam się co może przeżywać twój żołądek po takiej dawce konserwantó i utleniaczy.
- Mmmm, utleniacze - zakpiła z przyjaciółki.
- Normalny, zdrowy na umyśle lekarz by tego niec tknął.
- Wiesz co, właściwie to ja od niedawna mam taką ochotę na chipsy i jakoš o dxziwo nic mi po nich nie jest. To czemu nie korzystać? No ale chyba nie o ty miałyśmy rozmawiać, nie?
- No, nie - Lenie wyraźnie zrzedła mina - Chodzi o Witka.
- Domyśliłam się, że o niego będzie chodzić.
- No bo ja niby go unikam, ale chyba sama się oszukuję. Hana, ja mu dawno wybaczyłam tą zdradę, ale boję się. Tylko najgorsze jest to, że niec wiem tak naprawdę czego się boję.
- Nie musisz się niczego bać. Przynajmniej ja tak miałam. Lena, ja nigdy nie przestałam kochać Piotra, ale było we mnie jakieś idiotytczne coś, co sprawiało, że go odpychałam, a jednocześnie raniłam sama siebie. Ciężko to nazwać, ale chyba jedynym sposobem na to żeby być szczęśliwym jest przezwyciężenie tego.
- Ale jak?
- Kochasz go?
- Tak.
- Wybaczyłaś mu zdradę?
- Tak.
- Byłaś z nim szczęśliwa?
- Tak.
- To idź i mu to powiedz!
- Żeby to było takie proste jak ty mówisz. - powiedziała zawiedziona Starska.
- Jest. Lena ja też e to nie wierzyłam, ale prawda jest taka, że musisz do niego iść i porozmawiać. - te słowa Hana wypowiedziała prosto w oczy przyjaciółki. Lena zrozumiała, że nie ma na co czekać i postanowiła, że jeszcze dziś porozmawia z Witkiem. A Hana? Hana zjadła swoją paczkę chipsów i poszła na blok.

poniedziałek, 18 listopada 2013

WSTĘP

No więc sama się sobie dziwię, że zaczęłam pisać to opo, bo w końcu postanowiłam w wakacje, że muszę z tym skończyć. Po prostu pisanie zabierało mi zbyt dużo czasu. 
Chyba nie potrafię żyć bez opo o HaPi ♥

Może zacznę od ogólnego przedstawienia sytuacji, bo w końcu nie mogę zacząć pisać tak z chaosu, nagle. No więc akcja opowiadania zaczyna się jakieś 2 miesiące po operacji Hany, jest koniec czerwca. Faktów wcześniejszych nie zmieniam, bo po co, ale dalej moja wizja ich miłości może bardzo różnić się od tego co będzie w filmie. Chyba powinnam tylko przedstawić co mniej więcej zmieniło się przez te dwa miesiące i to będzie to takie moje wprowadzenie.
Tak więc, Ola w końcu powiedziała Przemkowi o tym, że będzie miała z nim dziecko. Mężczyzna na początku trochę się spłoszył, ale później ze sobą porozmawiali i wyjaśnili sobie wszystkie niejasności. Między innymi to, że dziewczyna, o której Przemek mówił Oli na randce nie żyje. No ale nie będę się o nic więcej rozpisywać, bo na pewno będę pojawiać się w opo. W końcu wątek Hany jest z nimi powiązany. Idąc dalej, Wiktoria po rozterkach miłosnych Adam-Falko zrozumiała, że  to jednak Karajewski jest tym mężczyzną, z którym chce związać swoją przyszłość. W efekcie Falkowicz dał sobie spokój na jakiś czas z kobietami. Agata zrozumiała, że jedynym miejscem, w którym będzie się czuła dobrze jest Leśna Góra. Zrezygnowała z pracy u profesora i wróciła "do korzeni". Marek trochę się namęczy by dziewczyna poczuła do niego to co czuła kiedyś, no ale z determinacją, jaką miał wtedy w sobie potrafił wszystko i nie rezygnował...właściwie nadal nie rezygnuje, bo Agata jeszcze do końca mu nie uległa. No i jeszcze Lena i Witek. Tutaj sytuacja się komplikuje. Nieugięta doktor Starska rozwiodła się z mężem, który bardzo to przeżywał. niejednokrotnie prosił ją o drugą szansę. No ale kobietę z takim charakterem ciężko jest przekonać do czegokolwiek wbrew jej. Zwłaszcza jak się nagrzebie. Co prawda Lena wróciła do pracy w Leśnej Górze, ale jak ognia unika Witka. Tak, jakby bała się, że znowu coś do niego poczuje. (Może i rozwinę gdzieś z boku watek LIL, zobaczy się).

No i oczywiście nasi ukochani Hana i Piotr, o których będzie to opo. U nich wszystko w porządku. Po operacji Hana długo dręczyła się, że może nie zajść w ciąże, bo w końcu szanse na to zmalały o połowę, ale po jakimś czasie zrozumiała, że nie może cały czas myśleć o jajeczkowaniu, owulacjach i innych rzeczach z tym związanych. Powiedziała sobie, że przecież ma kochającego i najwspanialszego męża. A dziecko? Tą kwestię pozostawia losowi. "Co będzie to będzie." powiedziała sobie pewnego dnia.


1 CZĘŚĆ OPO JUŻ WKRÓTCE :*
Powered By Blogger