wtorek, 19 listopada 2013

OPOWIADANIE 1 CZĘŚĆ 2

Było za 20 ósma. Piotr siedział w salonie zwarty i gotowy do wyjścia. No ale musiał czekać, bo w końcu Hana jest kobietą, a im jakimś dziwnym sposobem nigdy nie starcza czasu. Zawsze biegają. Tak było też teraz. Gawryło słyszał jak jego żona przeszukuje jakąś szufladę w sypialni. Robiła przy tym tyle hałasu, że nie sposób było tego nie usłyszeć.
- Hana na miłość boską czego ty tam szukasz?! - krzykną Piotr do swojej żony z salonu. Ani się obejrzał, a Hana wleciała do salonu i zaczęła przeszukiwać tamtejsze szafki. Chyba nie usłyszała jego pytania, ale musiało to być coś ważnego skoro szukała tego wszędzie. Mężczyzna postanowił zapytać swoją zabieganą żonę jeszcze raz.
- Hana, powiesz mi czego ty tak szukasz?  - teraz kobieta zareagował na jego pytanie, na moment przerwała swoje poszukiwania i obróciła sie w stronę męża.
- Zgubiłam gdzieś pieczątkę. Bez niej nie zlecę żdnych badań. - powiedziała i wróciła do przerwanego wcześniej zajęcia. Piotr rozejrzał się po salonie. "Gdzieś wczoraj widziałem tą jej pieczątkę, jest gdzieś w domu" pomyślał i ruszył w stronę kuchni, bo wydawało mu się, że właśnie tam ją widział. Usłyszał za sobą tylko obrażony głos Hany i jej słowa "WIELKIE DZIĘKI" najprawdopodobniej skierowane w jego stronę. No ale wytłumacz tu takiej kobiecie, że chcesz jej pomóc i idziesz szukać tej jej pieczątki w kuchni. Rozejrzał się wokół siebie. Na razie jej nigdzie nie widział, no ale poszukiwań nie można zakończyć na tym etapie. Już wystarczająco dobrze znał Hanę i wiedział, że na pewno nie położyła tej pieczątki nigdzie na wieszku. "Na bank jest w którejś szafce...hmm...może w apteczce? To teżby było w jej stylu." Piotr otworzył półkę z lekami. Zaczął wszystko wyciągać. Od syropów do jakichś tabletek, ale niestety nie było tam tego czego szukał. Włożył wszystko spowrotem, a później pootwierał wszystkie inne możliwe szafki kuchenne, ale w żadnej z nich nie było pieczątki Hany. "Cholera, no gdzieś to przecież musi być...może rzuciła gdzieś na suszarkę? W sumie to w jej stylu" Co prawda zrobił jeden dobry gest, bo pościągał wszystkie naczynia i schował je do szafek, ale pieczątki nie było ani tam ani w żadnej szufladzie ani nawet w koszu na śmieci. "Chyba jednak jej tutaj nie ma" powiedział zawiedziony, ale gdy już chciał wyjść coś go olśniło. Otworzył lodówkę i zaczał się śmiać. Pieczątka Hany leżała na drzwiczkach między mlekiem a sokiem pomarańczowym. Wziął ją i zadowolony z siebie poszedł do salonu, do Hany, która wciąż bez skutku szukała.
- Mógłbyś mi chociaż pomóc, a nie poszedłeś sobie. - powiedziała z żalem i złością kobieta.
- A co jeżeli ci powiem, że ją znalazłem? - zapytał.
- Przestań się wydurniać tylko mi pomórz, bo wczoraj podpisywałam jakieś papiery i ta pieczątka musi być gdzieś w salonie. - Piotr uśmiechnął się sam do siebie i podszedł do żony.
- Ta daa! - powiedział i zaczął wymachiwać pieczątką przed oczami kobiety. Tej od razu wrócił dobry humor. Uśmiechnęła się szeroko i wyrwała pieczątkę z rąk męża.
- Ale...ale gdzie ty ją znalazłeś? - zapytała zdziwona.
- Tajemnica - powiedział i puścił jej oczko - Przecież to twoja pieczątka. Powinnaś wiedzieć gdzie ją dałaś. - dodał śmiejąc się - A teraz chodźmy już, bo przecież nie chciałaś się spóźnić.
- Tere fere koza rege. Powiedz gdzie to znalazłeś. - odpwiedziała Hana i delikatnie klepnęła go w tors.
- A jak myślisz? Dlaczego jest taka zimna?
- O Boże! - zaczęła się śmiać - Naprawdę położyłam ją w lodóce?
- Mhm - odpowiedział Piotr - A teraz, jak już wiesz to może pojedziemy do tej pracy? No bo wiesz, Wiki na mnie czeka. - mówiąc to ostatnie zdanie zaśmiał się. Od razu dostał od Hany pięścią w ramie. Oczywiście nie był to obiaw agresji, tylko zazdrości.
- Ała, a to za co? - zapytał.
- Za głupotę - uśmiechnęła się - A teraz chodź. - rzuciła i ruszyła w stronę wyjścia. Oczywiście Piotr poszedł za nią no i w końcu wyszli do tej pracy, ale i nie mieli już szans, żeby na czas dojechać do szpitala.
Byli tam za 20 dziewiąta, czyli o jakieś 10 minut za późno, no ale przecież to i tak nie było za późno. Zawsze mogło być gorzej. Wysiedli z auta i ruszli do wejścia. Każde z nich poszło na swó oddział: Piotr na chirurgię, a Hana na ginekologię, gdzie ku jej zdziwieniu jeszcze nie było Oli. Usiadła przy swoim biurku i zaczęła przeglądać karty pacjentek. Miała na dzisiaj pełen komplet, ale to nic nowego, codzienność w jej przypadku, już zdążyła się do tego przyzwyczaić. Przeglądała tak i przeglądała te karty aż do gabinetu wbiegła Ola.
- Przepraszam, ale Przemek zacisnął budzik i zaspałam. - powiedziała od razu zdenerwowana. Jeszcze nie nauczyła się, że Hana przymróża oko na takie drobiazgi. Była w 5 miesiącu ciąży i wciąż za bardzo się stresowała.
- W porzadku Ola, nic się nie stało.
- No ale to prawie pół godziny. - rzuciła zmieszana.
- Sama. Też się spóźniłam, jestem tutaj może od 15 minut. Nie powinnaś się stresować, to źle wpływa na dziecko.
- Wiem, ale czasami chyba tak się nie da. No myślałam, że go zabiję jak obudził mnie telefon od Klaudii. Swoją drogą to dobrze, że zadzwoniła bo gdyby nie ona to pewnie bym jeszcze spała. - powiedziała już rozluźniona Ola, a Hana zaczęła się śmiać.
- No ale ty jesteś w lepszej sytuacji niż Przemek, bo on miał dzisiaj o ósmej przeprowadzać jakąś operację. Michał pewnie nieźle go opieprzy - obie zaczęły się śmiać, ale niestety, ich rozmowę przerwała Agata.
- Nie chcę wam przerywać, ale Hana mam pacjentkę, którą powinnaś obejrzeć. - powiedziała wchgodząc do gabinetu i zamykając za sobą drzwi.
- No dobra, pacjentki mam dopiero po 12, więc chodźmy.
- No ale to jest trochę delikatna sprawa. - rzuciła Woźnicka siadając - Bo ona jest trochę niezrównoważona. Ledwo dała sobie zrobić USG. Uważa lekarzy za bandę idiotów, którzy chcą ją uśmiercić.  Przywieźli ją do nas wczoraj z ostrymi bólami brzucha. Okazało się, że ma ogromny kamień w woreczku no i jakimś cudem Wiktorii udało namówić się ją na operację, miała być przeprowadzana dzisiaj, ale po drodze wyszło coś jeszcze. Zresztą sama spójrz. - podała Hanie wydruki z USG. Kobiete dokładnie je obejrzała.
- Ogromna torbie, a nawet dwie. W oby dwóch jajowodach.
- Może i nie jestem ginekologiem, ale wydaje mi się, że w tym wypadku zostje tylko operacja.
- Masz rację. Ten torbiel jest zbyt duży. Trzebab będzie usunąć jej oba jajowody. I to musi być zrobione w pierwszej kolejności przed woreczkiem. Po prostu są większym zagrożeniem.
- Czyli mam odwołać ten zabieg?
- Nie...znaczy jeżeli Wiki się zgodzi to nie. Chodzi o to, że w pierwszej kolejności ja usunęłabym te jajowody, a Wiki by mi asystowała, a później ona zajęłaby się woreczkiem.
- Ok, wydaje mi się, że Wiki na to pójdzie. To wiesz co, może ja z nią pogadam, a ty spróbuj jakoś delikatnie powiedzieć tej pacjence o co chodzi. Mam nadzieję, że się zgodzi.
- Daj spokój. Z moim darem przekonywania na pewno się zgodzi. - powiedziała z uśmiechem Hana i razem z Olą wyszła z gabinetu.
Pacjentka okazała się wyjątkowo zaborcza. Pół godziny Hana tłumaczyła jej, że bez tej operacji moż nieprzeżyć, ale ona ciągle tkwiła w swojej zakłamanej teorii, że lekarze to tylko wymyślili, żeby ją zabić. Na szczęście po długich tłumaczeniach dała się przekonać, a Hana usatysfakcjonowana wyszła z jej sali.
- Załatwione - powiedziała do Agaty, która właśnie przechodziła obok niej.
- Na prawdę udało ci się ją przekonać?
- Wyboistą drogą ale dałam radę. - uśmiechnęła się - A rozmawiałaś z Wiktorią?
- Nie mogę jej znaleźć. Lata gdzieś po tej chirurgii.
- Dobra, i tak tam idę, jak ją znajdę to z nią pogadam. Pa. - powiedziała i razem z Olą wyszła z interny. - Ola zajmiesz się pacjentkami. Mówię o obchodzie na ginekologii, ok?
- Jasne.
- No to śmigaj tam, a ja lecę na chirurgię. - powiedziała i weszła do windy. Los chciał, że jak wysiadała na chirurgii to tuż przed nią zawirowała pędząca Consalida.
- Wiki! - krzyknęła Hana. Ta od razu się zatrzymała i obruciła w stronę kobiety.
- O, Hana dobrze, że cię widzę. Szukam od rana twojego męża i nie mogę go znaleźć. Wiesz gdzie może być?
- Nie, ale jak go spotkam to powiem mu, żeby do ciebie przyszedł. Ja mam inną sprawę. Chodzi o tą pacjentkę, której miałaś usuwać dzisiaj woreczek.
- Tą Agaty?
- Tak, chodzi o to, że ona ma ogromne torbiele w jajowodach i to trzeba usunąć w pierwszej kolejności.
- Rozumiem, a dałoby sięto zrobić jakoś razem? Wiesz, ja asystuje tobie, ty mi. - Hana się uśmiechnęła.
- No właśnie po to do ciebie przyszłam.
- No to super. Operacyjna zarezerwowana na 11. Pasuje ci?
- Mhm - Hana odpowiedziała i kątem oka zauważyła swojego męża wchodzącego do pokoju lekarskiego - A co do Piotra to jeżeli nadal masz do niego sprawę to właśnie wszedł do lekarskiego.
- Dzięki - rzuciła Wiki i pobiegła ze swoją ważną sprawą do Gawryły.
- Piotr! - krzyknęła prawie na niego wpadając.
- Ale spokojnie Wiki. O co chodzi?
- Mam sprawę, a dokładniej to proszę cię o przysługę.
- Mhm, kontynuuj.
- No bo wiesz, że co roku jeden lekarz z każdego szpitala w okolicach Warszawy musi jechsć na to durne spotkanie, na którym i tak nic się nie robi.
- Wiem, byłem na nim rok temu. Czekaj za kogo to? Aha chyba za ciebie. - powiedział śmiejąc się.
- No widzisz, chyba bardzo mnie nie lubią i w tym roku też ja mam tak jechać.
- A to pech. - dodał.
- Piotr, kpisz sobie ze mnie?
- W cale nie.
- Właśnie, że tak. No ale przejdźmy w takim razie do sedna. Jak pojedziesz tam za mnie to przez tydzień wezmę twoje dyżury na SORze.
- Dwa tygodnie.
- Półtora.
- Dwa albo w ogóle.
- No niech będą dwa. Jakoś dam radę.
- Nie wiem czy ja wytrzymam na spotkaniu z tymi snobami.
- Dasz radę. Dzięki, a teraz idę bo za pół godziny mam operację.
- A może szukasz asysty? - zapytał Piotr. Miał dzisiaj bardzo nudny dyżur, nic się nie działo. Wiki zrobła kwaśną minę.
- No właściwie...to już mam.
- Odmawiasz mi? Osobą z moim nazwiskiem się nie odmawia. - powiedział w żartach.
- No i nie odmawiam.
- Co? - spytał zdziwiony.
- Hana mi asystuje, a właściwie obie sobie asystujemy, nieważne.
- Hana?
- Tak, miałam usuwać woreczek, ale pojawiły się jeszcze ginekologiczne problemy i Hana mnie poprosiła, rozumiesz?
- Mhm... - wyraźnie nie podobało mu się to, że jego żona nie chciała aby on jej asystował. Będzie z nią musiał później o tym pogadać.
- Dobra Piotr ja lecę. Pa! - rzuciła mu Wiki już idąc. Gawryło odmachał jej ręką.
W tym samym czasie, kiedy Wiki dyskutowała z Piotrem, Hanę zaczepiła Lena.
- Pogadamy?
- No jasne, a coś się stało? - zapytała przyjaciółki pani ginekolog.
- Chyba jestem totalną egoistką. - Hana domyśliła się, że ta rozmowa będzie o Witku.
- To wiesz co, mam jeszcze jakieś 20 minut do operacji, chodź do mnie...tylko po drodze kupę coś do jedzenia, strasznie zgłodniałam.
- Jezu, Hana ile ty ostatnio jesz?! - zaśmiała się z niej przyjaciółka.
- Zacznę się tym przejmować jak waga mi wzrośnie. Na razie jest ok. - uśmiechnęła się.
Kobiety w końcu, po dość długim zastanawianiu się Hany na co ma ochotę dotarły w końcu do gabinetu lekarki. W końcu mogły w spokoju porozmawiać. No może nie całkiem w spokoju, gdy Hana wcinała ogrmną paczkę chipsów.
- Hana ty na serio to zjesz? - zapytała zdziwona Lena.
- No, a co chcesz trochę?
- Nie dzięki, po prostu zastanawiam się co może przeżywać twój żołądek po takiej dawce konserwantó i utleniaczy.
- Mmmm, utleniacze - zakpiła z przyjaciółki.
- Normalny, zdrowy na umyśle lekarz by tego niec tknął.
- Wiesz co, właściwie to ja od niedawna mam taką ochotę na chipsy i jakoš o dxziwo nic mi po nich nie jest. To czemu nie korzystać? No ale chyba nie o ty miałyśmy rozmawiać, nie?
- No, nie - Lenie wyraźnie zrzedła mina - Chodzi o Witka.
- Domyśliłam się, że o niego będzie chodzić.
- No bo ja niby go unikam, ale chyba sama się oszukuję. Hana, ja mu dawno wybaczyłam tą zdradę, ale boję się. Tylko najgorsze jest to, że niec wiem tak naprawdę czego się boję.
- Nie musisz się niczego bać. Przynajmniej ja tak miałam. Lena, ja nigdy nie przestałam kochać Piotra, ale było we mnie jakieś idiotytczne coś, co sprawiało, że go odpychałam, a jednocześnie raniłam sama siebie. Ciężko to nazwać, ale chyba jedynym sposobem na to żeby być szczęśliwym jest przezwyciężenie tego.
- Ale jak?
- Kochasz go?
- Tak.
- Wybaczyłaś mu zdradę?
- Tak.
- Byłaś z nim szczęśliwa?
- Tak.
- To idź i mu to powiedz!
- Żeby to było takie proste jak ty mówisz. - powiedziała zawiedziona Starska.
- Jest. Lena ja też e to nie wierzyłam, ale prawda jest taka, że musisz do niego iść i porozmawiać. - te słowa Hana wypowiedziała prosto w oczy przyjaciółki. Lena zrozumiała, że nie ma na co czekać i postanowiła, że jeszcze dziś porozmawia z Witkiem. A Hana? Hana zjadła swoją paczkę chipsów i poszła na blok.

18 komentarzy:

  1. Że ci się chciało tyle pisać :O Ale opo mega :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajneee:] Czekam na nexta - z tego opo musi coś być.

    OdpowiedzUsuń
  3. Długie i świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawaj nexta jak najszybciej! <3 obstawiam, ze Hana jest w ciazy. *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne dawaj szybko nexta :D coś czuję że Hana w ciąży :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne ;) Nie wiem dlaczego, ale podejrzewam, że ten nagły apetyt Hany może oznaczać coś dobrego :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, że znowu piszesz :D Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie czytałam żadnych opowiadań, bo mnie nudziły. Ale pomyślałam sobie, że może jednak przeczytam twoje, i to jest ŚWIETNE! <3 Muszę nadrobić wszystkie części :D

    OdpowiedzUsuń

Powered By Blogger